ŁUKÓW: 76 lat temu pogoniliśmy Niemców "Pijani żandarmi wiedzieli, że to koniec ich panowania"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

ŁUKÓW: 76 lat temu pogoniliśmy Niemców "Pijani żandarmi wiedzieli, że to koniec ich panowania"  - Zdjęcie główne

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura Rankiem w niedzielę, 23 lipca, nastąpiła ucieczka wojska okupanta: sznur samochodów, wozów pancernych oraz piechurów pędził w kierunku na Warszawę.

23 lipca  przypada 76. rocznica wyzwolenia Łukowa spod okupacji niemieckiej. Wówczas, w 1944 r. obszary miejskie zostały odbite przez wojska radzieckie wspomagane przez Armię Krajową. Niestety okres ten to także dramat mieszkańców, a także niespotykane w skali II wojny światowej zniszczenia, które dosięgnęły miasto w ponad 80% jego powierzchni. Poniżej zaprezentowano historyczne artykuły na temat wojennej rzeczywistości, jaka miała miejsce na terenie miasta w lipcu 1944 r

 

1 lipca, sobota, był ostatnim dniem roku szkolnego 1943/44, poszliśmy po „cenzurki” (tak wówczas nazywano świadectwa szkolne) i udaliśmy się na upragnione wakacje. Od wschodu zbliżał się front; nad Łukowem wiosną przeleciały formacje lotnicze aliantów, napędzając wiele strachu okupantowi, kiedy to od samolotów zostały odłączone puste zbiorniki zapasowe po paliwie. Dużo tych pustych zbiorników w kształcie cygar spadło na Łuków i okolicę. Największy jednak ruch trwał na kolei, trasą Warszawa-Brześć szło zaopatrzenie frontu, który przesuwał się przez ziemie wschodnie.

 

 

 

Obrona przeciwlotnicza została rozbudowana. Spędzono ludność do kopania rowów strzeleckich jeszcze w czerwcu. Na parkanach wisiały ogłoszenia o alarmach lotniczych i ich zapowiedziach przez syrenę strażacką zainstalowaną na budynku „Ogniwa”. Często nocą dokonywane były przeloty samolotów, które nad miastem zrzucały rakiety oświetlające, tzw. „flary”. Na budynkach policji przy placu Narutowicza, żandarmerii polowej przy 11 Listopada, oraz w budynku piętrowym przy ul. Solnej, zajętym przez Niemców, założono gniazda dla przeciwlotniczych kaemów.

 

Ze wschodu żołnierze niemieccy pędzili stada bydła w kierunku Warszawy, ale dopiero jak przyjechała poczta polowa i zajęła połowę budynku Urzędu Skarbowego był to widoczny znak, że zbliżają się wojska radzieckie. W niedzielę 16 lipca do wyjazdu szykowała się żandarmeria stacjonująca w gmachu gimnazjalnym (…).

 

W obawie przed nocnymi nalotami ludność wieczorami wychodziła z miasta. Samoloty lecące na linię frontu leciały na małej wysokości. Urzędy okupacyjne kończyły swoje urzędowanie wraz z pracownikami, którzy w pośpiechu zbierali manatki i wynosili się do Niemiec.

 

 

 

W czwartek 20 lipca, kolumna czołgów zatrzymała się na ul. dr. Chącińskiego, czołgów było kilkadziesiąt, w tym dniu doszło do tragicznego starcia w lesie Kryńszczak przy szosie z Łukowa do Siedlec. W boju poległo 26 partyzantów z obozu leśnego AK w Jacie. Wśród poległych było 5 b. harcerzy z Łukowa - J. Kiseweter, W. Kuć, St. Madej, M. Siezieniewski, H. Tubelewicz. Ranną sanitariuszkę „Wisię”, J. Szulc-Holnicką, przywieziono samochodem do aresztu miejskiego, ale prawdopodobnie zmarła w drodze. Na dziedzińcu Zarządu Miejskiego, gdzie mieścił się areszt, na plandece złożono jej ciało. Wiele osób chodziło, ażeby oddać jej cześć, pogrzeb miał nastąpić w sobotę rano, tuż po godzinie policyjnej. Nikt nie wiedział, że z pola bitwy przywieziono dwóch rannych AK-owców, ponieważ własowcy i żołnierze niemieccy dobijali rannych na miejscu. Chyba też dlatego nie zostali odbici, tak jak poprzednio uwolniono rodzinę Rappów i wielu innych aresztantów. Ludzie z organizacji przygotowali się do pogrzebu „Wisi”, nabożeństwo miało być odprawione w kościółku na cmentarzu. Mszę św. miał odprawić ks. prefekt Jan Rosa. Nocą z 21 na 22 lipca widać było bombardowanie Siedlec przez samoloty radzieckie.

 

 

 

Pijani żandarmi widząc, że to już koniec ich panowania w Łukowie, czy może chcąc zemścić się za zabitych kolegów, wyciągnęli z aresztu rannych partyzantów i na dziedzińcu aresztu rozstrzelali. Tak zginęli b. harcerze: Eugeniusz Skupe z Łukowa i Jerzy Karwowski z Trzebieszowa.

 

 

 

Wczesnym rankiem po godzinie policyjnej członkowie łukowskiej organizacji udali się ha dziedziniec Zarządu Miejskiego, ażeby złożyć w trumnę i pochować poległą „Wisię”. Oprócz niej leżało jeszcze dwóch zabitych młodych mężczyzn. Rozpoznano poległych i z braku trumien pochowano ich tylko owiniętych kocami. Do mogiły złożono wiązanki kwiatów i wianek z szarfą biało-czerwoną.

 

 

 

Wieczorem do miasta przybył oddział pionierów wyburzyć większe budynki w tym i oba kościoły. Samochody wraz ze sprzętem saperskim stanęły, na placu Wolności i na ul. Nowopijarskiej, radiostacja z dowództwem miała miejsce postoju na ul. Trzaskoniec. Późnym wieczorem bombardowano w stronę na zachód od Łukowa, przed północą nad miasto nadleciały samoloty radzieckie i rozpoczęło się zmaganie obrony przeciwlotniczej z lotnictwem. Bombardowano rejon stacji kolejowej oraz przyległe ulice. W światło reflektora stojącego przy ul. ks. S. Brzóski dostał się jeden z samolotów radzieckich, pilot nie stracił zimnej krwi i schodząc w świetle w stronę ziemi zrzucił bombę, od której zginęło trzech żołnierzy z obsługi i został spalony reflektor, a samolot odleciał cało. Po nalocie spadł rzęsisty deszcz, wypełniając schrony wodą. Do Łukowa samochodami zaczęto przywozić rannych żołnierzy niemieckich lokując ich w budynku policji, Soldatenheimu i innych.

 

 

Rankiem w niedzielę, 23 lipca, nastąpiła ucieczka wojska okupanta: sznur samochodów, wozów pancernych oraz piechurów pędził w kierunku na Warszawę. W pośpiechu grzebano na wojskowym cmentarzu w Łapiguzie oficera saperów, który popełnił samobójstwo, w każdym bądź razie oddział pionierów drogą radiową został wezwany do Siedlec i dlatego nie zdążył pozostawić „spalonej ziemi”. Ucieczka przybrała na sile tak, że niemiecki generał beształ dowódców kolumn i sam ekspediował jednych na Stoczek Łukowski, innych znów na Siedlce. W kościołach odprawiały się nabożeństwa z tym, że prawie nie było wiernych - zaledwie po kilka osób, spośród tych, którzy jeszcze byli w mieście. Linią kolejową pędziły składy pociągów; to twierdza brzeska wysyłała swe nadwyżki i rannych. Wieczorem po boju w mieście radziecki czołg trafił pociskiem parowóz pociągu i linia aż za Międzyrzec Podlaski przestała praktycznie funkcjonować. Składy amunicji w lesie Góry zostały podminowane i wysadzone w powietrze, tak samo pociąg amunicyjny na torach, ale już za miastem. Pojedynczy żołnierze zabierali chłopskie furmanki z końmi i przez pola pędzili w kierunku na Siedlce. Ostatnimi byli grenadierzy pancerni, każdy z pancerfaustem na ramieniu - ich dziełem były spalone czołgi radzieckie.

 

 

W całym rozgardiaszu nikt z podziemia polskiego nie pomyślał o obronie miasta od wewnątrz. Niemcom wystarczyła drużyna saperska, ażeby podpalić magazyny w al. Kościuszki, magazyny przy ul. Żelechowskiej oraz całe koszary w dzielnicy Łapiguz i nie niepokojeni przez nikogo odjechali rowerami w stronę Żelechowa. Podczas boju w mieście w powietrzu krążył obserwacyjny samolot Focke-Wulf Fw 189, tzw. „rama”. Wieczorem 23 lipca Łuków był wolny po prawie pięcioletniej okupacji niemieckiej.

 

 

 

W poniedziałek, 24 lipca, przez Łuków przejeżdżała duża kolumna radzieckich czołgów, z góry obserwację prowadziła „rama”. Na wynik nie trzeba było długo czekać - nadleciały samoloty niemieckie. W rezultacie 42 nalotów miasto zostało mocno zniszczone. Bombardowanie trwało od 24 do 30 lipca, z tym. że najgorzej było w poniedziałek 21 lipca, gdyż noc przy zapalonych „flarach”, to jedno piekło na ziemi. Zginęło bardzo dużo ludzi, ze nie sposób odtworzyć listę poległych, gdyż w schronie przy ul. Zdanowskiego (obecnie ul. Dmocha) zostało zasypanych i udusiło się 5 osób, zaś w schronie za apteką przy ul. dr. Chącińskiego także zginęło 5 osób (kilka osób zdołano odkopać i uratować). Zginął także oficer wywiadu Komendy Obwodu AK w Łukowie, por. czasu wojny B. Kownacki „Suchy”. Oprócz bomb także zostały rozrzucone miny, od których poległo bardzo dużo dzieci już po zakończeniu działań wojennych na terenie Łukowa.

Źródło: Tadeusz Piotrowski, Tygodnik Katolików Nr 43/1206 24 października 1976 r.

 

 

 

 TAK O WYZWOLENIU PISAŁA NOWA GAZETA ŁUKOWSKA (2004 r)

 

 

W lipcu (2004 rok) mija 60 lat od wydarzeń, które w ciekawych i trudnych dziejach naszego miasta i regionu zapisały się bardzo dotkliwie, jako momenty wielkich cierpień ludności i zniszczeń zabudowy. Wrzesień 1939 roku spowodował śmierć paruset osób i spalenie bądź zburzenie kilkunastu budynków, głównie w śródmieściu i rejonach obydwu stacji kolejowych: Łuków i Łapiguz. W ciągu okupacji Niemcy wymordowali całkowicie ludność żydowską, stanowiącą niemal połowę mieszkańców miasta, a ponadto eksterminowali wielką liczbę Żydów uwiezionych z innych krajów, jak Czechosłowacja, Francja i inne. Polaków - Łukowian zginęło w czasie wojny parę tysięcy. Jednak dopiero ostatni miesiąc okupacji, to jest lipiec, a właściwie jego kilka dni przyniosły wielkie straty, które byłyby do uniknięcia, gdyby nie bezsensowna, nieuzasadniona względami wojskowymi pasja niszczenia wszystkiego przez ustępującego okupanta.

 

 

Od początku lipca 1944 roku krzepiły mieszkańców wieści o hitlerowskich klęskach, nie tylko na froncie wschodnim. Było już przecież po bitwie o Monte Cassino, cieszono się akcjami podziemia na liniach kolejowych z Łukowa w kierunkach wschodnim i południowym.

 

 

W czerwcu jeszcze, 21-go, nad miastem przeleciały eskadry bombowców i myśliwców amerykańskich, lecących po akcji na terenie Rzeszy, przez rejon Warszawy w kierunku wschodnim, które zrzucały puste pojemniki po paliwie, wywołując popłoch wśród Niemców, a wzrost optymizmu wśród Polaków.

 

 

 

W miarę zbliżania się frontu widać było nasilające się działania okupanta, takie jak zainstalowanie w Łukowie poczty polowej (w budynku Urzędu Skarbowego), komendy żandarmerii polowej na plebanii parafii Przemienienia Pańskiego. Zajmowali również Niemcy kwatery w prywatnych domach, przybywając z pojazdami, ruchomymi warsztatami i różnymi urządzeniami wojskowymi. Zarządzono kopanie okopów i rowów przeciwlotniczych na terenie całego miasta (niektóre w stanie szczątkowym pozostały np. jeszcze na kirkucie żydowskim przy ul. Warszawskiej).

 

 

 

Stopniowo wyjeżdżali cywilni Niemcy z Łukowa wraz z rodzinami i posiadanym dobytkiem. Np. w sobotę 22 lipca ewakuował pośpiesznie swój duży sklep przy ulicy Chącińskiego folksdojcz Polody, ładując samochody skrzyniami itp.

 

 

20 lipca we czwartek rozegrała się tragiczna bitwa partyzantów z Jaty (których poległo 25) z Niemcami, ale mało znano wtedy szczegółów.

 

 

Niedziela 23 lipca była dniem pełnym napięcia. Od rana w padającym deszczu, w kierunku zachodnim ulicą Warszawską szły wielkie tłumy uciekinierów niemieckich, cywilów oraz wojska. Wśród nich byli też Kałmucy i inni ludzie ze Wschodu, służący Niemcom. Od południowych godzin słychać było nasilające się odgłosy strzałów, nadciągających z kierunku Radzynia czołgów sowieckich.

 

 

 

Po południu, gdy ostatni Niemcy opuszczali miasto, uniosły się w górę wielkie kłęby dymu z błyskającymi płomieniami - to paliły się podpalone składy i magazyny w koszarach na Łapiguzie, przy stacji Łapiguz (gdzie później były składy PZGS), zbożowe przy ul. Solnej (dziś Spółdzielczej), tytoniowy w Alejach T. Kościuszki (dzisiaj jest tam sklep przy hotelu), w parowozowni, oraz magazyny żywnościowe w lesie ryżkowskim.

 

 

 

Parę tylko godzin trwały w mieście walki Niemców z wojskami sowieckimi, wspomaganymi przez łukowskie oddział AK. Późnym wieczorem Łuków był już wolny.

 

 

 

Niestety, następnego dnia w poniedziałek 24 lipca już od wczesnego ranka (ok. godz. 6.00) rozpoczęła się gehenna Łukowa: ciężkie naloty niemieckich Stukasów na bezbronne miasto. Trwały one parę dni, głównie 24 i 25 lipca, w tym całą noc. To właśnie wtedy Łuków poniósł najcięższe straty w II wojnie światowej. Zniszczone zostało prawie całe śródmieście: ulica Piłsudskiego od skwerku przed kościołem popijarskim do ulicy Warszawskiej, ulica Chącińskiego (dziś Kard. Wyszyńskiego), od tzw. „okręgówki”; prawostronnie aż do budynku „Ogniwa”; (dziś biblioteka) włącznie, ulica Browarna w obu swych częściach (pozostały tylko nieliczne budynki w tej części od Warszawskiej do Chącińskiego), dalej ulice: Laskowskiego, Farna, Pastewnik, Kanałowa, Staropijarska, Nowopijarska, duża część Międzyrzeckiej, Cieszkowizny, Zabrowarna, Glinki, Królik, Cmentarna, Świderska, Solna. Zniszczenia częściowe obejmowały właściwie całą pozostałą część miasta. Bombardowane były także niektóre wsie, zwłaszcza z kierunku radzyńskiego.

 

 

 

Już po ustaniu działań wojennych bezpośrednich, w sierpniu 1944 roku w wyniku specjalnych, a nie przemyślanych wybryków (tak trzeba to nazwać), zniszczono budynek magistratu, uprzednio zniszczony częściowo (dziś jest tu w tym miejscu Bank PKO, oraz północną część (od Placu Narutowicza) budynku pp. Bryców, mieszczącego pocztę i telegraf, a wtedy w tej części pracowała komisja poborowa do II Armii WP (na miejscu tego domu rozbudowano budynek pp. Walczaków).

 

 

 

W 2 lata zaczęto prace przy odbudowie niektórych budynków, najpierw dawnego „Ogniwa”, obecnie siedziby Miejskiej Biblioteki Publicznej w Łukowie. Na szerszą skalę prace budowlane właściwie ruszyły dopiero po roku 1956, a do tej pory centrum Łukowa straszyło ruinami i pustkami po zniszczeniach. Na placu, gdzie dzisiaj stoi blok „Kosmosu”, jeszcze do lat 60-tych XX wieku rosły kartofle. Drobny handel i usługi mieściły się w prowizorycznych budynkach drewnianych w różnych punktach miasta.

 

 

 

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE