ŁUKÓW: Koń ciągnący bryczkę upadł na ulicy, musiał go zabrać samochód

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

ŁUKÓW: Koń ciągnący bryczkę upadł na ulicy, musiał go zabrać samochód - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Upał, leżący na ulicy koń i policja – taki widok zaszokował naszych Czytelników. Napisali do nas w trosce o los zwierzęcia.

Zdarzenie miało miejsce 11 czerwca, w Boże Ciało, na skrzyżowaniu ulicy Żeromskiego z ul. Sienkiewicza w Łukowie.


 "Tego upalnego dnia przechodziłam obok. Na jezdni stała ciężarówka i konie z dorożką. Właściciele próbowali kilkakrotnie zaciągnąć jednego konia do przyczepy. To się jednak nie udawało, ponieważ koń cały czas się ześlizgiwał. Po chwili usłyszałam hałas. Koń już leżał na boku. Podejrzewam, że był przemęczony i przegrzany, a skoro była dorożka to wcześniej pokonał pewną trasę" – relacjonuje Czytelniczka.


Przykry widok


Jak dalej opisuje, pozostałe konie z bryczką odjechały, a po 10 minutach przyjechała policja i zajęła się sterowaniem ruchu. 


"Koń nadal leżał, osoby, które przy nim były, nacierały go trawą - myślę, że chciały w ten sposób pomóc mu wstać. Ze względu na bardzo przykry widok poszłam stamtąd. Kiedy wracałam po 20 minutach koń niestety nadal leżał, tylko już kompletnie nie miał siły podnieść głowy" – dodaje.


 Na miejscu był weterynarz. Osoby zajmujące się koniem i przechodnie pomogli wciągnąć konia na przyczepę. Samochód z koniem odjechał.


 "Wyglądało to bardzo źle, na koniec koń praktycznie się nie ruszał, myślę, że tego nie przeżył. Piszę, aby zwrócić uwagę na to, że zwierzęta cierpią w ciszy, ich dobro powinno być w obecnych czasach chlebem powszednim. Może ta sytuacja otworzy innym oczy i będzie przestrogą w nadchodzące letnie upały..." - martwi się Czytelniczka.


Mięśniochwat


Skontaktowaliśmy się z Łukaszem Pawłowskim, właścicielem opisanego konia i Stajni Karino w Sięciaszce Pierwszej. Pan Łukasz wyjaśnił, że przyczyną upadku konia, a konkretnie klaczy, było zasłabnięcie i mięśniochwat, który sprawia, że zwierzę nagle staje, ma sztywny chód, stwardniałe mięśnie krzyża i zadu.


 - Jechaliśmy z Sięciaszki Pierwszej czwórką koni, bryczką, w 4 osoby. Bryczka waży około 250 - 300 kg, więc na każdego konia przypadło po ok. 100 kg. Mieszkam na początku wsi, więc koń przeszedł może z 5 kilometrów do Łukowa. Dla konia to nie jest wielki wysiłek. Nikt go nie męczył, nie próbował zrobić mu krzywdy. Po prostu miał chwilowy problem zdrowotny. Koń nie kosztuje 500 zł tylko 15 tys. Ja też nie chciałbym stracić 15 tys. zł i narażać konia na zamęczenie – mówi pan Łukasz.


Wezwał weterynarza


Kiedy konia zaczął łapać ochwat i sztywność mięśni, pan Łukasz wyciągnął go z zaprzęgu. W tym czasie w pobliżu pojawiło się sporo gapiów.


- Zadzwoniłem po samochód, bo mam własny koniowóz. Długo próbowałem się dodzwonić do kilku weterynarzy. Ale że było święto, to nie byli dostępni. W końcu zgodził się przyjechać doktor Klink - mówi Pawłowski.


Lekarz orzekł, że trzeba konia wsadzić na samochód i zawieźć do domu, żeby zmniejszyć jego stres, który jest najgorszy w takim przypadku.


 - Poprosiłem kilka osób - nie wszyscy się zgodzili - ale niektórzy podeszli i wciągnęliśmy konia na samochód. Zawiozłem go do stajni, dostał leki, kroplówkę i po pół godziny, do 40 minut wstał. Teraz ma się już dobrze. Przyjmował leki przeciwochwatowe, przeciwzapalne, kroplówki, zastrzyki – dodaje.


Znieczulica gapiów?


Według pana Łukasza zachowanie ludzi, którzy gromadzą się, robią zdjęcia, nagrywają filmy w takiej sytuacji, nie świadczy o miłości do zwierząt, a jest wyrazem znieczulicy.


 - Ludzi się naschodziło, stali z boku, nagrywali to. A nie pomogli, jak trzeba było konia nacierać po mięśniach i wzdłuż kręgosłupa, żeby jak najszybciej doszedł do siebie. Komentowali, przyglądali się, ale nikt nie nie zapytał, jak pomóc – mówi.  


Konie użytkowe


Pan Łukasz z żoną prowadzi stajnię, szkółkę jeździecką i zajmuje się handlem końmi użytkowymi: sportowymi i rekreacyjnymi. Nie zajmuje się handlem końmi rzeźnymi.  


- Zdarza się, że wykupujemy konie z rzeźni, bo czasem tatuś kupi córce konika, dziewczynce się znudzi, wiec tatuś sprzedaje konia handlarzowi, który skupuje je na rzeź. Wspieramy także fundacje ratujące konie - mówi Pawłowski.


 Opisywaną klacz kupił kilka dni przed zdarzeniem.


 - Ma 11 lat, nie jest stara. To rasa lipican, wykorzystywana do zaprzęgów. Ta klacz z trójką innych została ściągnięta z Węgier, gdzie w czwórce chodziły w krajowych zawodach zaprzęgów. Miały doświadczenie. Może ona po prostu była w zbyt dobrej kondycji, lekko przypasiona i dlatego zasłabła - mówi.


Co się stanie z koniem, który miał moment słabości?


- Już normalnie chodzi, normalnie je. Będzie nadal trenowana u nas w stajni – wyjaśnia właściciel. 


Policja bez zastrzeżeń


Zapytaliśmy policji, czy zajmuje się tą sprawą.   


 - Policja w opisanej sytuacji wyłącznie kierowała ruchem. W naszej ocenie właściciel konia nie złamał przepisów ustawy o ochronie zwierząt i nie jest prowadzone żadne postępowanie – mówi Marcin Józwik, oficer prasowy Komendy Policji w Łukowie.  


 - Zapraszamy te osoby, które w trosce o naszego konia napisały do redakcji, niech przyjadą do nas. Można tego konia pogłaskać, a nawet się na nim przejechać – zaprasza pan Łukasz do Stajni Karino. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE